Wspaniała gruzińska droga
4 sierpnia 2023Kibel w górach
19 listopada 2023
ALEKSANDER KUZNIECOW | A W DOLE SWANECJA | FOTOGRAFIA GÓRSKA | FOTOGRAFIA KRAJOBRAZOWA | FOTOGRAFIA WYPRAWOWA | GRUZJA | KAUKAZ | KOLCHIDA | MARIAN BAŁA | OPOWIEŚCI Z GÓR | SAKARTVELOS | SWANECJA | SWANECJA GÓRNA | SWANETIA | SWANETIA GÓRNA | UPPER SWANETIA |
1. Niech zatańczy Uszba (Ushba), moja narzeczona
Niech zatańczy moja narzeczona! Rozsunęli się Swanowie i ukochana (…) wykonała dla niego taniec. Chcę zobaczyć, jak moja siostra będzie mnie opłakiwać! Wyszła siostra, a on oglądał taniec płaczu i smutku. A teraz chcę widzieć taniec całego ludu. Swanowie ruszyli w korowód z przyśpiewkami (…) i wtedy śmiały chłopiec krzyknął: żegnajcie! Po czym rzucił się i rozbił o skały.
Do dnia dzisiejszego mówi się, że czerwień skał to jego krew, a lód i śnieg otaczający Uszbę to roztrzaskane kości. Wokół Uszby narosło wiele legend i mitów. Jedną z nich jest historia biednego Betkila, który w pogoni za zwierzyną, zapuścił się na zakazane zbocza Uszby. To właśnie tam natknął się na boginię łowów. Dali oczarowała młodzieńca, a on szybko zapomniał o swojej rodzinie i zamieszkał z nią wśród skał. Ich radość jednak nie trwała długo, bowiem pewnego dnia młodzieniec spojrzał na zielone kobierce swaneckich hal, i na nowo zatęsknił za domem.
Nocą potajemnie porzucił Dali i zszedł w dół. Na widok Betkila rodzina wyprawiła mu wielką ucztę. Pieśniom i tańcom nie było końca, aż do chwili, w której pojawiła się zraniona bogini. I nie wytrzymało serce odważnego myśliwego na widok wielkiego tura. Chwytając łuk, ruszył w pogoń za zwierzem po zboczach Uszby. Gdy zorientował się, że został wciągnięty w pułapkę, było już za późno. Tur zniknął, a odważny Betkil utknął bezpowrotnie na stromych skałach. Niech zatańczy moja narzeczona. – To były ostatnie jego słowa. Chwile potem zebrani pod skałą ludzie płakali i krzyczeli, gdy bezwładne ciało młodzieńca opadało na ostre skały. Dali odebrała swoją własność. Betkil, zginął dla miłości i przez miłość.
Uszba – schronienie bogini Dali, majestatyczny, dwuwierzchołkowy szczyt (4710 m, 4695 m), przez dziesiątki lat uważany był za mekkę kaukaskiego alpinizmu. Matterhorn Kaukazu, Droga do nikąd, Nędzne miejsce, Wiedźma – przylgnęło do niej wiele nazw, ale żadna nie wyjaśnia pierwotnego znaczenia tego słowa. Patrząc na nią z oddalenia, można pokusić się o stwierdzenie, że jej nazwa w języku polskim fonetycznie związana jest ze słowem uszy. I coś w tym chyba jest. Uszba to wilczyca Kaukazu, drapieżnik pośród gór, gotowa błyskawicznie zaatakować, i tak samo szybko skryć się za zasłoną chmur. Na swoich stromych ścianach bezustannie zmusza do wyczerpującej walki, a gdy wreszcie zaatakuje, bywa naprawdę groźna.
Uszba zawsze polowała na alpinistów. Swanowie bardzo długo nie mogli uwierzyć, że ktokolwiek może stanąć na szczycie tej góry. Potężne, niemalże dwukilometrowe, strome skały i przepastne lodowce, zawsze wydawały się barierą niemożliwą do pokonania. Dopiero w 1888 roku, za sprawą dwóch anglików, Johna Garforda Cockina i Urlicha Almera, udało się przełamać ten mit. Owego dnia, po wielu godzinach trudnej wspinaczki, obaj alpiniści zameldowali się na szczycie północnego wierzchołka! Bogini Dali poniosła pierwszą, sromotną porażkę. Jej kolejna przegrana odnotowana została dopiero 15 lat później, kiedy to na południowym wierzchołku stanęła pięcioosobowa grupa alpinistów.
Pierwszym Swanem, który dotarł na wierzchołek Uszby był Muratbi Kibolani, młody myśliwy do złudzenia przypominający nieszczęsnego Betkila. Miało to miejsce w 1906 roku. Tego lata do Swanecji przyjechało dwóch Anglików z zamiarem wejścia na szczyt. Przez kilka następnych dni szukali przewodnika, ale żaden Swan nie chciał im pomóc. W końcu jednak udało im się znaleźć odważnego Muratbiego, który wbrew głęboko zakorzenionym przesądom, wspiął się z przyjezdnymi na oba wierzchołki. Mimo udokumentowanego sukcesu, Swanowie nie uwierzyli Muratbiemu. Pełni sceptycyzmu, zaściankowi i niezwykle dumni, nie dopuszczali do głosu faktów dokonanych. Wtedy Kibolani wziął ze sobą kilka polan drewnianych, wszedł samotnie na szczyt i rozpalił tam ognisko, udowadniając tym samym, że „nie ma na świecie niczego i nikogo silniejszego od ludzi, że człowiek, wyglądający obok Uszby jak marny robaczek, może wszystko... Nawet pokonać Uszbę.
Alpinizm szybko stał się w Swanecji sportem narodowym, a Uszba swoistą nostryfikacją, maturą górską i wspinaczkową, którą musiał zdać każdy Swan chcący iść dalej i wyżej. Początek dwudziestego wieku był okresem mistrzów sportu. Rozległy, radziecki kombinat, pozwalał na podróże, ale poruszanie się w obrębie układu, wymagało pieniędzy. Pęd ku sportowym osiągnięciom na chwałę ojczyzny, otwierał takie możliwości – każdy mistrz Związku Radzieckiego był finansowany z kasy państwa.
To właśnie wtedy zanotowano wiele spektakularnych przejść na Uszbie, przetrawersowano oba jej wierzchołki w jeden dzień i wytyczono niezwykle trudną, niemalże samobójczą linię przez „lustro”. „Od północnego wschodu Uszba urywa się pionową ścianą o długości około 1300 m. Ściana jest tak stroma i gładka, że nazwano ją lustrem”. Przejście tej ściany (rosyjskie 5b, alpejskie TD+/ED) zajęło Swanom aż 7 ciężkich dni, z czego trzy w położeniu wiszącym (hakówka), z zepsutą maszynką do gotowania, wiejącym wiatrem, opadami deszczu i śniegu, i temperaturą grubo spadającą poniżej zera. Za to osiągnięcie Michał Misza Chergani, Szaliko Margani, Dżumber Kachiani, Kiwi Cerediani, Dżokija Gugawa otrzymali złote medale mistrzów Związku Radzickiego i wpisali się do czołówki swaneckich alpinistów.
Kolejne lata były okresem prawdziwego oblężenia Uszby. Rozsławiona na cały świat, przyciągała rzesze alpinistów. Każdego roku na swoje dwa wierzchołki wpuszczała ponad setkę ludzi, którzy wytyczali nowe linie, lub powtarzali już istniejące. Tylko w 1968 roku, z okazji 50-lecia Komsomołu (Komunistycznego Związku Młodzieży), na szczyt Uszby weszło równocześnie 45 alpinistów z Gruzji. Było to wydarzenie na skalę światową, i niestety odebrało tej górze należną powagę. Od tego momentu zaczęto traktować ją niemalże „turystycznie”, bagatelizować trudności i zagrożenia.
Uszba z każdym rokiem traciła na popularności i coraz bardziej stawała się „górą zapomnianą”. Dziś wyparły ją wyższe i pozornie ważniejsze szczyty, himalajskie spacery i niezliczone pielgrzymki na popularne siedmiotysięczniki. A przecież Uszba nic się nie zmieniła. Nadal jest groźna, majestatyczna i trudna do zdobycia. Na jej oba wierzchołki nie prowadzi żadna łatwa droga. Wszystkie wymagają nie tylko specjalistycznej wiedzy i umiejętności, ale i żelaznej kondycji, bez której dość łatwo można stracić życie. Uszba szybko zabija i jest w tym bezlitosna.
Gdy odrzucisz głowę w tył i za wiszącą chmurą nie widzisz samego szczytu, popatrzysz w dół i pod spełzającymi z lodowca chmurami nie zobaczysz podnóża Uszby (...) – tylko ścianę, która jest – (...) straszna i piękna, groźna i wznosząca się ponad wszystkie życiowe niedole, nad wszystko przemijające (...) – to tak jakbyś – (...) stanął sam na sam z wiecznością!
Nie każdemu jest dana „możność walki samowtór z Uszbą. Nie ma jednak większego szczęścia dla alpinisty, jak ujarzmić ją, zwyciężyć, stać się jej władcą. Kto wygrał tą walkę, ten przede wszystkim zwyciężył samego siebie, swoją słabość, swój strach, wszystko, co było w nim marnego, przyziemnego, płytkiego. Ten, kto wspiął się na Uszbę, na zawsze uwierzy w siebie. Nic go wtedy nie może już złamać ani zastraszyć, nic go nie zatrzyma w najbardziej zuchwałych marzeniach i czynach.
- Wysłałem pozdrowienia z Uszby.
- Jest zasięg?
- Jest.
- Dziwne, myślałem że go nie ma na końcu świata.
- Myślisz, że zatańczą?
- Oni zawsze tańczą przy winie i po winie.
- To co, wchodzimy?
- Chyba warto wejść i wznieść toast.
- Za Swanecję!
- Za Miszę!
- A wiesz, że podobno wojna się zbliża? Rosjanie u bram.
- Zatem niech tańczą póki czas, a my posiedzimy sobie w środku.
- Pozdrowienia z Uszby, tej małej, ale jakże wymownej restauracji Uszba!
Autorem zdjęć opublikowanych w tym artykule jest Marian Bała, mój starszy kolega z Klubu Wysokogórskiego Kraków, i zarazem wielka postać polskiego alpinizmu i himalaizmu. O Marianie przeczytać możecie na stronie Klubu Wysokogórskiego Kraków, a także na stronie czasopisma Góry oraz bardzo ciekawy wywiad z Marianem znajdziecie w tym miejscu.
Zobacz także inne artykuły poświęcone Gruzji, które znajdują się na moim blogu. Inne teksty w przygotowaniu: